7 min read

About Us

About Us

Aga

’81 vintage. The older sister. The well behaved one. At school – the model pupil. Education was my thing. Good job wearing smart clothes – that was my goal. Until I met my future husband. He got me out of “rat race” and showed me the world outside the office. I then showed him that education is important and convinced him to take up studies. Anyway, with his vagabond attitude and my drive to perfection, we ended up in UK in 2006. Looks like deep inside I’ve always been a traveller. Just needed someone to guide me.

I miss Poland and my friends but the urge to see the world is stronger. Ideally, I’d like to pack my rucksack and set off to the unknown. Travelling makes me feel free, stronger and richer.

I’m a stress head. Everything need to be done for yesterday. When I frown, my husband goes hiding. But quickly comes out and becomes the best therapist in the world…

I believe in karma – that’s why I’m always fair and honest with other people. I hate laziness and I always give 100%. I can adapt to various conditions – I love sleeping in 5-star hotels but I’m happy sleeping under the stars too. Or on the roof of our truck (more about this in TRAVEL section).

I hate when people litter and judge others before judging themselves. “Appreciate – don’t judge” is my motto.

Why have I started this blog? To share our experiences with others, hoping to inspire someone or help planning and choosing their next adventure… so take a peek into our world and discover something for yourself.

Rocznik ’81. Starsza siostra. Ta lepiej zachowująca się. W szkole – wzorowa uczennica. Wykształcenie to było moje coś. Dobra praca „w garniturku” – to był mój cel. Dopóki nie poznałam mojego przyszłego męża. Wyrwał mnie z „wyścigu szczurów” i pokazał świat poza ścianami biura. Ja z kolei pokazałam mu, że edukacja też jest ważna i przekonałam go do rozpoczęcia studiów. Tak czy inaczej, z jego podejściem włóczęgi i moim dążeniem do perfekcji, wylądowaliśmy w Anglii w 2006. Wychodzi na to, że w głębi duszy zawsze byłam podróżniczką, tylko potrzebowałam dobrego przewodnika.

Tęsknię za Polską i przyjaciółmi, ale żądza zwiedzenia świata jest silniejsza. Najlepiej spakowałabym plecak i wyruszyła w nieznane. Podróżowanie czyni mnie wolną, silniejszą i bogatszą.

Jestem “stresówka”. Wszystko ma być zrobione „na wczoraj”. Gdy marszczę brwi, to mój mąż się chowa. Ale szybko wychodzi i zamienia się w najlepszego terapeutę na świecie.

Wierzę w karmę, dlatego jestem zawsze uczciwa wobec innych. Nie cierpię lenistwa i zawsze daję z siebie 100%. Potrafię się dostosować do różnych warunków – uwielbiam spać w pięciogwiazdkowym hotelu ale jestem szczęśliwa śpiąc pod gwiazdami. Albo na dachu naszej terenówki (o tym więcej w sekcji „4×4”).

Nienawidzę gdy ludzie śmiecą i oceniają innych zanim spojrzą na samych siebie. „Doceniaj – nie oceniaj” to moje motto.

Dlaczego zaczęłam tego bloga? By podzielić się naszymi doświadczeniami z innymi, mając nadzieję że kogoś zainspirujemy lub pomożemy zaplanować komuś kolejną przygodę… Więc zajrzyj do naszego świata i odkryj coś dla siebie.

Jacob,

’79 vintage. Scorpio. Loner, keeping away from people – coz not many of them fulfil my criteria and most of them piss me off. Number of friends: 1, wife. Son still needs to deserve to be a friend. “Weirdo”, you’d think? I don’t give a shit. Get to know me, earn my respect and I will repay you with kindness. Mess with me and I will remember that. Mordant humour is the least you’ll experience.

I believe in karma and my favourite mottos are “Leave me alone, I know what I’m doing” and “One life, live it”.

Lonely drives, hikes, travel and mountainbiking is what I like the most. Nobody to slow me down or hurry me up. My own pace in my own world. It’s alright if my family decides to join me. However, they’re not always up to the task – this is when I have to give in and find something easier/slower/less risky. Wife needs to be kept happy too. Otherwise she’ll leave. And who’s gonna pay the mortgage off? It’s hard for me to stand still. Weekend comes and I’m itching to get away. I don’t like to come back to the same place again (unless it’s Andorra – more about this some other time) because the world is a big place with a lot to visit. I go up the mountain one way, but I have to come back another – because there’s a different area to see. During my childhood I was sent to camps. That taught me to how to look after myself and organise my time. Result? I’ll find a way out form every situation. Do I get stressed under pressure? Of course, but I release it by shouting, swearing and occasional kicking items around me. But I don’t allow stress to affect my sanity. Because you need clear head for logical thinking. That’s all about me. If you’d like to read something more “normal” then please read the column about my wife.

Samotne przejażdżki samochodem, wycieczki w góry, podróże i jazda na rowerze to to, co lubię. Nikt mnie nie spowalnia ani nie popędza. Swoje tempo, swój świat, własne zasady. Jak się rodzina dołączy, to też jest fajnie. Choć nie zawsze potrafią sprostać wyzwaniom – wtedy muszę trochę spasować i znaleźć coś łatwiejszego/wolniejszego/mnie j ryzykownego. Żonę tez trzeba czasem uszczęśliwić. Bo jak przegnę, to odejdzie. A kto mi wtedy będzie kredyt hipoteczny spłacał? Ciężko mi usiedzieć w miejscu. Przychodzi weekend i mnie swędzi, żeby gdzieś wyskoczyć. Nie lubię wracać do tych samych miejsc (chyba że to Andorra – ale o tym innym razem) bo na świecie jest dużo do zwiedzania. Wspinam się jednym szlakiem na górę, ale zejść muszę z innej strony. No bo to kolejny obszar do zobaczenia. Od małego wysyłany na kolonie i obozy. Nauczyłem się sam dbać o siebie i organizować swój czas. Rezultat? Z każdej sytuacji znajdę wyjście. Stres w trudnych sytuacjach? Owszem jest, ale wyrzucam go z siebie w postaci krzyków, przekleństw i okazjonalnego kopania w różne przedmioty. Ale nie dopuszczam, żeby mi psyche rujnował. Bo głowę trzeba mieć na karku do logicznego myślenia. Tyle o mnie. Jeśli chcesz poczytać coś bardziej „normalnego” to poczytaj o mojej żonie tuż obok.

Samuel Nathan Labus. Born on Saint Nicholas Day in 2010. Before I was due, each of my parents made a list of names they liked. “Samuel” was the only name that appeared on both. My middle name is my dad’s idea – after the protagonist of the UNCHARTED video game on PlayStation. So far so good.

Traveling since I was little. Slept through a lot at first, therefore don’t remember much. It’s better now, although sometimes I watch stuff on my tablet instead of watching where I am. And my parents get angry. I feel good traveling by car/plane/train – no motion sickness.

Thanks to these frequent trips and excursions, I have a great sense of direction – just ask my mum, how many times I had helped her when she got lost…

Because my dad likes mountain biking and hiking, I’ve got to like it too. So, at the age of 8, I hit trail centres and ride trails similar to the ones my dad did at the age of 14. I climb mountains all over the world using paths that my mum is afraid to walk on.

I think I enjoy this. Even if I don’t, I have no choice. Because my parents keep threatening me, saying they’ll leave me behind. Eh, hard life of a travellers’ child!

Samuel Nathan Labus. Urodzony w Mikołajki 2010. Zanim się urodziłem, mój tata i mama napisali listy imion, które chcieliby mi nadać… Samuel to jedyne imię, które pojawiło się na obydwóch. Moje drugie imię to pomysł mojego taty – pochodzi od głównego bohatera gry UNCHARTED na PlayStation. Nie jest źle.
Od małego jeżdżę w podróże. Na początku sporo przesypiałem i niewiele pamietam. Teraz jest już lepiej. Chociaż czasami zamiast patrzeć gdzie jestem, to patrzę w tableta. A rodzice się wkurzają.
W aucie/samolocie/pociągu czuje się dobrze – choroby lokomocyjnej brak.
Dzięki tym częstym podróżom i wyjazdom, świetnie orientuje się w terenie – zapytajcie mojej mamy ile razy jej pomogłem jak zbłądziła…
Z racji tego, że mój tata lubi jeździć na rowerze i łazić po górach, to ja też muszę. No wiec w wieku 8 lat naparzam na „góralu” robiąc szlaki, które mój tata robił w wieku lat 14. Wdrapuje się na szczyty rozsiane po całym świecie szlakami, którymi moja mama boi się chodzić.
Chyba to lubię. A jeśli nie, to i tak nie mam wyjścia. Bo rodzice mi grożą, że mnie zostawią gdzieś po drodze.
Eh, ciężkie życie dziecka podróżników